187 Obserwatorzy
25 Obserwuję
czlowiekmozg

Spod nocnej lampki

Czas się kurczy a głód czytelniczy doskwiera. O czytaniu w dziwnych miejscach. O słuchaniu książek.
Kosmos - Witold Gombrowicz

Lektura "Kosmosu" to jak podglądanie chorej duszy. Wzbudza niepokój, wzmaga napięcie. Czuje się upalne, ciężkie, mokre powietrze i tę atmosferę podejrzliwości. Ludzie brzydzą swoją fizjologią i fizjognomią, czasem fascynują. Głownie jednak odpychają. 

Gombrowicz swojego bohatera uczynił studentem, który jedzie wypocząć w Zakopanem. Wypocząć, a to paradne. Jak tu wypoczywać, kiedy mieszka się z irytującym kolegą, a wszystkie kuriozalne wydarzenia, gesty i znaki zdają się być ukartowane przez gospodarzy zakopiańskiego pensjonaciku?

Zakończyłam czytanie ale nie dokończyłam lektury. Zbyt ciężka.

Choć język, którym operuje Gombrowicz... dojrzały, bardzo. 

Imperium - Ryszard Kapuściński

Jestem świadomym ignorantem. O świecie wiem na tyle niewiele, żeby zdać sobie sprawę, że nie jest z nim dobrze. W stopniu wysokim interesuję się tylko swoim ogródkiem, najchętniej tym wewnętrznym. 

Po literaturę reportażową Kapuścińskiego pierwszy raz sięgnęłam raczej eksperymentalnie. Drugi raz sięgnęłam z prawdziwą przyjemnością, pytajac na samym wstępie: Panie Reporterze, znów mnie zaczarujesz? I on, choć już nieżyjący, zdawał się przekornie uśmiechać, mówiąc: "no skąd". I czaruje.

Heban, Cesarz - przeczytane jednym tchem. Ktoś mnie poprosi: "Opowiedz". Odpowiem mu: Na świecie jest bardzo źle i bardzo pięknie. "A coś więcej?" - Nic.

Bo reportarze Kapuścińskiego są nawet dla tych, co nie pamiętają, dat, nie są pewni, czy Kenia graniczy z Etiopią i czy któraś została skolonizowana, a jeśli, to czy uzyskała niepodległość. Albo czy Ormianie mają obecnie swoje państwo czy nie.

Co więcej - czytanie reportarzy Kapuścińskiego nawet na tym ignoranckim gruncie przynosi owoce. Pozwala się wyzbyć z tego europejskiego poczucia wyższości i nadęcia. Bo to dość oczywiste, że pod względem mądrości życiowej jesteśmy niestety, bardzo, bardzo mierni.

Nie czytam Jego książek po to, żeby zapamiętywać fakty i móc zabłysnąć w towarzystwie. Czytam, bo sprawia mi to przyjemność. Bo czasem natknę na taki fragment, że muszę przewartościować swoje pojmowanie świata.

Jeśli chodzi o Imperium, jest w nim:

"Taki Turkmen, który dożył siwej brody, wie wszystko. (...) Wie, że słońce przynosi życie, ale wie również, że słońce przynosi śmierć, z czego nie zdaje sobie sprawy żaden Europejczyk. (...) Wie, że jak jest upał, trzeba się ciepło ubrać, w chałat i baranią czapę, a nie rozbierać sie do skóry, jak to robią biali. Człowiek ubrany myśli, a rozebrany - nie. Człowiek nagi może popełnić każde głupstwo. Ci, którzy tworzyli wielkie dzieła, byli zawsze ubrani".

Nadciągają upały... :)

 

 

Słuchacz doskonały

Słuchacz doskonały - Ferrari Bernard T.

Wiecznie narzekam na brak czasu. Bernard Ferrari we wstępie Słuchacza doskonałego obiecuje, że przez wzgląd na szacunek dla czasu odbiorcy, zaprezentuje skondensowaną wiedzę przez lata zdobywaną w teorii i praktyce. Obietnicy dotrzymał. Jasno i zwięźle przedstawił, jak można stać się słuchaczem doskonałym. Rady zilustrował przykładami i podparł krótkim objaśnieniem. Pewnie – to nie lektura na raz i nie wiedza w pigułce. Wydaje mi się, że rytm książki jest w sam raz dla tych, co po przeczytaniu rozdziału chcą w praktyce wypróbować znajdujące się tam porady. Do zawartych w Słuchaczu spostrzeżeń i uwag można powracać, wsłuchiwać się, wdrażać w życie. I co ważne – bez poczucia straconego czasu.

Świetnym pomysłem było wydanie książki w formie audiobooka. Jakaż oszczędność czasu dla osoby dzień w dzień stojącej w korkach!

Czy stałam się słuchaczem doskonałym? Nie, pewnie że nie. Na początek – słuchaczem świadomym swoich słabości. Uważne słuchanie, zadawanie odpowiednich pytań, nakierowywanie rozmowy na właściwe tory, zapamiętywanie informacji zwrotnych, wykorzystanie ich w praktyce – to coś, czego chcę się nauczyć. Zamiast wielogodzinnej, męczącej burzy mózgów – krótka, owocna narada. Marzenie! Na kredyt konkretnych, krótkich, wydajnych rozmów biznesowych w przyszłości, wypracowanych dzięki lekturze Słuchacza doskonałego, piszę tę oto notkę o swoich wrażeniach po lekturze – wierzę, że te 20 minut wróci do mnie kiedyś dwójnasób.

Źródło materiału: http://audiobiznes.pl

12 stacji poematu heroikomicznego

Dwanaście stacji - Tomasz Różycki

Trzynastozgłoskowiec wcale nie odszedł do lamusa. Oj, nie. Może nie do końca konsekwentnym, ale jednak - aleksandrynem polskim - posługuje się Różycki, opolski wieszcz w 12 stacjach

Czy to jakaś kolejna epopeja, sławiąca polski naród? Skąd. To co najwyżej epopeja rodzinna, w której proces robienia pierogów lub podróż pekaesem podniesiono do rangi wielkiej sprawy. Poemat to zaiste heroikomiczny, w którym zachwyca dysonas wysokiej formy i niskiej treści. 

Książeczka jest cieniutka, trzynastozgłoskowcem wyściełana, stacjami rozdzielona. 

Dla mieszkańców Opola jest prawdziwą gratką rozczytywać się w mapie miasta "stu banków i jednej księgarni". Nie umyka uwagi sklep monopolowy Jim ani specyficzna ulica Kośnego. Wszystko okraszone lekką ironią i protekcjonalnym stosunkiem do małomiasteczkowej, opolskiej rzeczywistości. 

Polecam.

 

Z szynką raz!

Każdy zna jakiegoś brzydkiego człowieka o brzydkim charakterze i brzydkim życiorysie. Pewnie większość się go brzydzi.

Wyjątkowo brzydko jest w prozie "Z szynką raz!"

Pozycję tę znalazłam u znajomej. Pytam: Przyjemne? Ona na to: Bardzo! O smrodzie, brudzie i pryszczach. Autobiograficzne podobno.

Jesli to prawda, Bukowski miał problemy z cerą, problemy z ludźmi, problemy ze sobą, problemy z alkoholem. Mój Boże... nie wiem, jak to się dało przeczytać w oczekiwaniu aż gorączka zejdzie z 39 na przeciętny poziom Celsjusza. Ale pochłonęłam i chciałam jeszcze. Może dlatego, że pisane było tak, jakby bohater miał gorączkę. Styl precyzyjny, prosty, o brzydocie, absurdzie i beznadziei. Aż chciałabym (absurdalnie) zakrzyknąć: wspaniałe! 

Źródło materiału: http://www.empik.com/z-szynka-raz-bukowski-charles,325461,ksiazka-p

Złotousty Varga

"Tequila", "Nagrobek z lastryko", "Karolina". Bardzo sprytnie napisana proza. Trochę o zmianach społeczno-politycznych, trochę o fizjologii, trochę o śmierci, trochę o gatunkach lodów gałkowych. Spryt sprytem, ale szału nie ma, duszy nie porywa.

Nie spodziewałam się, że "Trociny" będą kulminacją sprytu. Złotousty Varga gra tam słowem, czytelnikiem i polską rzeczywistością na najwyższym levelu. Jest w tej grze naprawdę straszny. Sprawia, że choć mam już dość tej rwącej rzeki beznadziei i rozpaczy, to zahipnotyzowana czytam dalej. Bardzo smutne rzeczy włożone w usta pierwszoosobowego, bardzo smutnego narratora.

Ale jaka piękna polszczyzna! Jakie piękne zdania, jak pięknie dobrane słowa! Utknął mi w pamięci jeden fragment, które sparafrazuję najpiękniej jak potrafię:

Od lat pokonuję Polskę polską koleją państwową. Próbuję ją pokonać, a ona swoją brzydotą pokonuje mnie i przegrywam. 

Tak. Smutny narrator to pięćdziesięcioletni komiwojażer, który ponad połowę swojego życia spędza w przedziale PKP i szczerze nienawidzi wszystkiego.

Nie wiem czy to jest idealna książka na podróż koleją. Dość ciężka, nieporęczna. W czasie lektury robi się ciężko, niezręcznie. Ja ją czytałam w podróży polską koleją własnie. Pomyślałam, że polska rzeczywistość nie zdołała pokonać talentu niektórych naszych pisarzy. Varga walkę wygrał. 

Źródło materiału: http://www.empik.com/trociny-varga-krzysztof,p1046797316,ksiazka-p